czwartek, 14 lipca 2016

Kiedy wiesz już... wszystko?



Wiecie co?
Dzisiaj będzie taki szczery post.
Uświadomiłam sobie kilka na prawdę ważnych spraw, między innymi jak ważne jest poznawanie siebie.
Niektórzy mówią, że poznanie siebie do końca nie jest możliwe. Czy to prawda? 
Nie wiem, ale podpisuję się pod tym.
Uważam, że jakbyśmy się nie starali to i tak nie poznamy całego siebie.
Chociaż, z drugiej strony...
Kto zna nas lepiej jak nie my sami? 
Kto zna nasze ciemne strony, niewypowiedziane sekrety i najskrytsze marzenia?
Jest no na pewno ciekawa kwestia do rozważania, jednak nie dokładnie o tym chciałabym dzisiaj napisać.
Przez cały czas kształtujemy siebie.
Swój charakter, swój wygląd, nawet swoje przyzwyczajenia, często nawet o tym nie wiedząc.
Wiele czynników sprawia, że się zmieniamy, prawdopodobnie są one indywidualne dla każdego z nas.
Jednak zawsze czynnikiem wspólnym są ludzie.
Poczynając od rodziców kończąc na osobie zobaczonej na ulicy.
Zawsze chciałam być asertywna, skryta, niedostępna, a zarazem przyjazna i miła dla bliskich mi osób.
Chciałam, żeby ludzie poznając mnie zastanawiali się czego jeszcze się o mnie dowiedzą? Co jeszcze przed nimi ukrywam? Ilu rzeczy jeszcze nie wiedzą?
Innymi słowy chciałabym być owiana wieczną tajemnicą.
Chciałabym w pewnym momencie mojego życia zrobić coś, do czego się długo przygotowywałam i powiedzieć "Teraz będziecie wiedzieli już o mnie wszystko", odwrócić się i z pewną premedytacją pokazać skrzyżowane za plecami palce. 
Chciałabym wydać książkę.
Chciałabym, żeby moje dzieci pisały o mnie biografie, która opierałaby się na życiu pospolitej dziewczyny. Chciałabym być inspiracją przez to, że nie byłam nikim niezwykłym, a osiągnęłam sukces. Przynajmniej życiowy sukces.
Nie chciałabym być stawiana w świetle reflektorów, a jednak być rozpoznawalna.
To jest moje największe marzenie. 
Pokazać wszystkim, że potrafię. Pokazać ile lat żyli obok wcale nie nudnej osoby. 
Marzenia. Piękna rzecz.
Pisze teraz wiele opowiadań, krótszych, dłuższych.
Pokazuję je w internecie, poprawiam cię, szykuję na jedno wielkie BUM! które kiedyś nastąpi.
Musi nastąpić. Jeśli go nie będzie... zmarnuje swoje życie. 
Tak uważam.
Znowu odeszłam od tematu. 
Chciałam dziś napisać, że odkryłam (no to nie jest do końca odpowiednie słowo) pewną ciekawą, dotyczącą mojego życia rzecz, a mianowicie fakt, że w pisanych przeze mnie opowiadaniach, pseudo książkach główna postać jest w pewnym sensie ideałem.
 Ideałem mnie, mną jaką zawsze chciałam być. Niedoścignioną osobowością.
A w przypadku bohatera płci przeciwnejmoim wymarzonym facetem.
W moich mizernych bardziej, lub mniej, wypocinach zawsze umieszczam dużo informacji o sobie. Nie mówię nic wprost, chowam między wersami nawet przed samą sobą.
Potem, gdy czytam to co napisałam, najczęściej po to by poprawić błędy, sama sobie to uświadamiam.
...
Jakiś czas temu pisałam z osobą, z którą do niedawna miałam bardzo dobry kontakt, nawet za dobry, ale zepsuło się.
(Co tu dużo mówić, tak w życiu bywa.)
I powiedziała mi ona, że ode mnie wykrzesać jakiekolwiek emocje w rozmowie jest ciężko. 
Ciężko mnie poznać.
Z jednej strony się ucieszyłam, bo stałam się, przynajmniej w części osobą przez siebie wymarzoną a z drugiej wydało mi się, że to w sumie nic nowego. Że tak już było.
Po dłuższych namyśleniach doszłam do wniosku, że  kreowałam postacie swojej płci na swój obraz tylko w wersji hard. Na idealną siebie.
Dziwne, ale w ten sposób dowiedziałam się bardzo wiele o samej sobie.
Czy też odnajdujecie siebie w tym co robicie?
Ciężko mi formować pytania do Was po tym poście, więc możecie po prostu opowiedzieć jakąś swoją historię z poznawaniem siebie i kształtowaniem charakteru.

xxx
A.

Już niedługo pojawi się post o podobnej tematyce, można powiedzieć część II tego. Chciałam to napisać na raz, ale wyszłoby za obszernie ;)

1 komentarz:

  1. Prawdę mówiąc mam podobnie >>>>>> pseudo książki. Pamiętam jak zaczęłam w tamtym roku prace nad jedną z moich książek,oczywiście główną bohaterką była nastolatka, opisując ją widziałam dziewczynę, blondynka, która miała ciężki charakter ale i postawę energicznej marzycielki. Wyjeżdżając z obozem, chłopacy z mojej paczki poprosili mnie o moje wypociny aby przeczytać(co już rb od kilku lat)i po skończeniu tego spytali się mnie kogo miałam na myśli opisując bohaterkę. Odpowiedziałam, że nie wiem tego do końca, kierowałam się tym co mi podpowiadało serce, a jeden z nich powiedział(pamiętam to kurcze jak dzis_ "Serce którym opisałaś dziewczynę w opowiadaniu było twoje, tak samo jak ona. Ty nią jesteś" I wtedy zrozumiałam, że poznaję siebie przez pisanie książek. Prawda, czasem potrafię zbytnio idealizować, czasem potrafię postawić opisywaną postać w najgorszym świetle, ale pisze to co czuje.
    Wiem, że tak chaotycznie ale jakoś tak nie chciałam "idealizować" ;) czekam na 2 cz.!

    OdpowiedzUsuń